Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu nadchodził moment tragiczny.
Ale dzieci rybackie mocno obstawały przy tem, co między sobą ułożyły.
To zaś brzmiało:
Pujka zlękła się czegoś i nagle skoczyła przez okno. Zamiast spaść na ziemię, prawdopodobnie spadła na płot grzbietem tak nieszczęśliwie, że sobie go złamała. Dzieci spostrzegły to, a ponieważ się bały, że je o skaleczenie pujki oskarżą, ostrożnie wyniosły ją w pole, aby myślano, że to pies ją zagryzł, a same uciekły.
Nikt temu nie wierzył, ale historja wyglądała tak prawdopodobnie, a dzieci tak się przy niej upierały, że od śledztwa odstąpiono, tem bardziej, iż nawet z min tych małych krętaczy nic wyczytać nie było można. Twarze zapłakane ze strachu i zamorusane brudnemi rączkami zmieniły się w maski, drgające lękiem i udanem oburzeniem. Ustalono jedynie nazwiska dzieci, które brały udział w tej zabawie.
Kota dobił ktoś litościwy łopatą i, wyniósłszy za wieś, zakopał.
Tak się ta przykra historja narazie skończyła.
Dodajmy jeszcze, że Kochankowa, która zwierzęta bardzo kochała, a syna swego znała dobrze, dowiedziawszy się, iż i on był bo-