Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak on, bardzo mało: dlatego oszczędzano go i nie wysłano na front. Pilot zaś, dobrze pojąwszy swe zadanie, pracował z wytężoną energją. Wybrawszy siedmiu swych wychowanków z „Patrolu Smigi Warczącej“, starał się wtajemniczyć ich we wszystkie arkana swej sztuki. Związał się z nimi jak najściślejszą przyjaźnią, nieledwie przyciągał ich do siebie, oddawał im cały swój zapał, miłość nieba i lotów zawrotnych, szał szybkości i pewność spojrzenia. Od jego duszy ognistej zapalało się siedem młodych, rozżarzonych serc, chciwych walki i zwycięstwa. Nie dawny patrol to już był, ale prawdziwa napowietrzna eskadra, zespół dusz, połączonych tajemniczym związkiem wewnętrznym, jednem i temsamem krążeniem myśli, jednym i tymsamym ich rytmem.
Często wzlatywali razem — na czele Zaruta, za nim oni, lecąc kluczem trójkątnym. O, wtedy to już kto żył, wybiegał na ulicę, bo widok to był niezrównany, jedyny. Świecąc i lśniąc srebrzyście w blasku słonecznym, lecieli, jak stado gołębi, zwartym, harmonijnym szykiem. Czy zataczali koła nad miastem, czy skręcali w lewo, lub w prawo, czy pięli się na wysokości lub padali w dół, aparaty były wciąż o tejsamej od siebie odległości, na tejsamej wysokości, zgodne i jakby porozumiewające się ze sobą. Osiem aparatów wielkim i głośnym akordem dzwoniło nad miastem, osiem dusz młodych i bohaterskich, sprzągniętych w jeden latający wieniec białych kwiatów, urągało śmierci. Bywało, że naraz przewodnik stawał na skrzydle i leciał w prze-