Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzeń. Za nim obrywał się z błękitu słonecznego drugi aparat, trzeci, czwarty... Jak wielkie, srebrne liście wszystkie aeroplany leciały wdół, aby się naraz zatrzymać, zgodnie szeroką rozciągniętą linją zatoczyć krąg dokoła smukłej, czarnej wieży katedralnej i znowu piąć się na wysokości. A kiedy lotu dość było, nagle, z najwyższej wysokości, prosto ku lotnisku, skośno, jak po nitce spadały aparaty, cudownie lecąc ponad miastem, pewne siebie i niezawodne.
Była w mieście ulica długa, szeroka, piękna, spięta w środku, jak klamra, prawie okrągłym placem, z którego, jak promienie gwiazdy, na wszystkie strony wybiegały ulice. W pośrodku tego placu na pamiątkę słynnych zwycięstw, wzniesiono cudny, potężny łuk triumfalny, szlachetną swą krzywizną wieńczący długą i twardą perspektywę kamiennych gmachów.
Ten to łuk triumfalny obrał Zaruta za cel swych ćwiczeń zuchwałych, przy jego pomocy chciał sprawdzić pewność i celność lotu swych wychowanków, swych sokołów. Szło mu o to. Jednem z zadań lotników było wyśledzenie maszerujących gdzieś kolumn nieprzyjacielskich i rozproszenie ich za pomocą ostrzeliwania z karabinów maszynowych i rzucania bomb. W tym celu trzeba było bardzo zniżyć lot i trzymać się ściśle wytkniętej linji. Niespodziewanie, z wielkiej wysokości, należało spaść, przelecieć nad maszerującą kolumną, a potem znów wznieść się na taką wysokość, aby pociski dział nie mogły aparatów dosięgnąć. Niezbędna była do tego wielka zręczność i pewność oka i ręki.