Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiadomo. Zaruta wojuje na własną rękę.
— Więc gdzie mogę brata znaleść?
— Niech pani zaczeka w „bazie“. Prędzej czy później przyleci...
Błysnęły jej oczy.
— Panie, ja muszę się do niego dostać, muszę go znaleźć. Pan jest żołnierz, pan mnie zrozumie! Nie mogę tego panu powiedzieć, nie mogę zdradzać tajemnic, ale jeśli się do niego nie dostanę — może zginąć. Ja jestem jego siostra!
Oficer ścisnął się rękami za skronie i jęknął.
— Wierzę pani. Więc?
— Co się panu stało?
— Pięć dni i pięć nocy nie śpię. Migrena. Może sobie pani wyobrazić, jaka kolosalna migrena? Od zmysłów odchodzę. Więc?
— Gdzie brata znajdę?
Wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Niech go pani szuka, gdzie pani chce. Wszelkie ułatwienia... Nawet nie możliwe... Dla siostry Zaruty i aby pomódz Zarucie... Przedewszystkiem do „bazy“, może tam co wiedzą... Jeśli nie... To do mnie...
Popatrzył na nią blademi, wypłowiałemi oczami i uśmiechnął się.
— Jestem strasznie zmęczony. Z nóg lecę. A czy pani wie, że ja jestem skrzypkiem z zawodu? Cichy pokój, białe firanki w oknach, pulpit i „Arja“ Bacha... O, mój, Boże...
Za oknami porykiwały niecierpliwie samochody.