Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Film. Został mi ino — tytuł. Nie będę robił. Ale podobno ma pani do mnie jakiś interes? — skierował rozmowę na inny temat.
— Mam. Nawet dwa.
— Sto!
— Otóż jest tak — zaczęła panienka nieśmiało — Mam brzydki nałóg pisania wierszy. Tylko, niestety, ja piszę przyzwoitemi rymami, widzi pan.
— Widzę.
— A to dziś niemodne.
— Mój ty Boże! — wykrzyknął Połata.
— Niemodne, stanowczo niemodne — twierdziła panienka — Rymy Mickiewicza, Słowackiego w porównaniu z asonancjami czuć naftaliną —
— Dziecko! — wykrzyknął z oburzeniem pan Piekarski — Ty bluźnisz!
— Trudna rada! — twardo odpowiedziała młoda dama — Nakaz czasu!
— Bójcież się, ludzie, Boga! — jęknął Polata — Co pani wygaduje!
Młoda dama uśmiechnęła się wyniośle.
— Streszczam w krótkich słowach to, co wy robicie! — odrzekła — Poco blagować? Świat idzie naprzód — asonancjami. Rozwaliliśmy śpiczaste, równe sztachety dawnego rymowania, zamykamy dziś myśl w kwitnącym żywopłocie.
— Jakaż staromodna kwiecistość stylu! — wykrzyknął Polata — Barok! Istny barok! Czy pani takim stylem pisze prace szkolne?