Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wyrazie ni to namysłu, ni to wahania czy wąpliwości.
— Byłem tego pewny! — rzekł półgłosem — Wiedziałem!
— Jeśli panu tem jaknajmniejszą przykrość — zaczął Polata pokornie.
— Daj pan spokój, panie Polata! — uśmiechnął się emeryt — Pan dla mnie wierszy nie pisze, pocóż miałbym ją pozbawiać — zabraniać! Ach! Przecież to — naturalne! To jest — mój Boże! W tem wszystkiem niema nic złego, ja pana znam, wiem, że panu mogę wierzyć, tylko że ja — tylko że — obaj, obaj! — powinniśmy być bardzo ostrożni.
— Panie drogi! — serdecznie odezwał się Polata — Ja panu ręczę, że ten wiersz jest bez zarzutu.
— Masz znowu! — zniecierpliwił się starszy pan — I pan pisałbyś teraz wiersze — z zarzutami! O czem pan opowiada? Rzecz w tem, że pan dla niej pisze wiersze.
— Nie będę, jeśli pan zabroni!
— Nie mogę zabronić, bo pan jest poeta — i nie mogę jej zabronić, bo niema przyczyny, ale — jest „ale“, o czem pan sam doskonale wie, panie Polata, i dlatego właśnie przyszedł pan z tym wierszykiem do mnie.
— Sama grzeczność nakazywała.
— Idź pan do licha z grzecznością! — żachnął się emeryt — Buda jedzie! Nie na rękę mi to