Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny porządnie, grzeczny. — Czy tu mieszka panna Krynia Bratówna? — pyta. — Mieszka! — powiadam — Ale czego pan od niej chce? — Tak i tak — mówi — poznałem ją na wycieczce, rozmawialiśmy z sobą, no, i przyjechałem pana spytać, czy mi ją pan da za żonę, bo jabym się z nią chciał ożenić. Pytam go, co za jeden, opowiedział mi wszystko wiarygodnie, jak i co, potem potwierdziło się, że mówił prawdę, wszystko było w porządku, nadawał się na męża, folwark miał. Ale ja pieniędzy wtedy nie potrzebowałem, ziemi też miałem dość, córka młoda, choć na żonę sposobna już była, więc powiedziałem: — Nie dam córki! — i wygoniłem go. Pojechał, więcej się nie pokazał, ale do Kryni napisał. A ona wtedy do mnie: — Życie mi tato zepsuł, szczęścia mi tato pozazdrościł, ja tego człowieka całą duszą pokochałam! — Pomyśl pan, pokochała go — od pierwszego wejrzenia! Głupota! — Któżby w to wierzył!
— Miłość jest zawsze od pierwszego wejrzenia! — wtrącił emeryt — Człowiek o tem przeważnie nie wie, nie uświadamia sobie tego, ale jak pokocha i zacznie dochodzić, kiedy się to stało, dojdzie, że się zakochał od pierwszego rzutu oka.
Oberżysta wzruszył ramionami.
— Może być! — przyznał — Od tego czasu ona ma do mnie żal i złość. Ale, mój panie, przecie ja wkońcu miałem prawo — jestem jej ojciec, dziewczyna była młoda, potrzebowałem jej.