Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tatusiu!
— Co, dziewuszko?
— Czy ten pan Polata długo tu zostanie?
— Pan Polata? — dziwi się ojciec — A cóż ci na tem zależy? Ani go znasz, ani co...
— Właśnie! A chciałabym go poznać.
W panu Piekarskim serce zabiło mocno, bardzo mocno.
— Poco ci to? — pyta uprzejmie, zaniepokojony i strwożony.
— Widzisz, chciałabym, żeby mnie nauczył, jak się pisze filmy. Tem można wcale nieźle czasem zarobić.
— Filmy! — przeraził się ojciec — A „matema“? Geometrja? Łacina?
— Tatusiu! Trzeba raz zacząć myśleć współcześnie!
— Proszę ja kogo!
— Naturalnie! Matematyczką ani geometrą nie będę, więc tem nic nie zarobię, po łacinie też pisać nie będę. To nie w duchu czasu! A dobrym filmem zarobić można, bo ich wciąż będzie potrzeba... Tylko trzeba je umieć pisać... Nie mógłbyś wymyślić sposobu, żeby mnie jakoś z tym panem zaznajomić?
Pan Piekarski dobrą chwilę myślał i zastanawiał się, wreszcie — przyrzekł.
Nie mógł się obronić „duchowi czasu“.