Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —

wysokich osobistości, a przed karetami biegną laufrzy, mający rozganiać tłumy na ciaśniejszych miejscach, żeby zaś laufer nie padł po drodze trupem, woźnica konia niezbyt pogania. Na rogach ulic widać czyścicieli fajek z ich parowemi gwizdawkami, zaś w tę i drugą stronę jak opętani pędzą młodzi chłopcy na rowerach i bezczelnie przemykają się między „rikszami“, tramwajami i przechodniami, przenikliwie wykrzykując „ajé, ajé, ajé!“
Sklepy jak podsienia lub założone towarami sienie domów, cofnięte w głąb, kwadratowe. Tu widać w skrzyniach ułożone starannie owoce, tam wszelkiego rodzaju sandały, tu kuferki i walizki, dalej pstrokate książki, powieści i miesięczniki, dalej różnobarwne, przeważnie czerwone lalki japońskie z „prawdziwemi“ włosami i metalowemi mieczami, dziwnie koturnowe i tragiczne, gdzieindziej przeróżne butelki win, jeszcze dalej jak ogromne topazy, ametysty i rubiny błyszczą buteleczki perfum. W głębi sklepów na małem podwyższeniu na matach przykucnęli kupcy i ich pomocnicy, wszyscy w długich, ciemnych sukniach. Patrzą na ulicę, ręce trzymając na wielkiem porcelanowem lub fajansowem naczyniu; jest w niem gładko zrównany popiół, a w środku różyczka, ułożona z gorejących węgli, służących do ogrzewania rąk.
Na chodnikach ruch żywy. Oto idą panowie — tak samo ubrani jak ci na wózkach, czasem dziwniej. Naprzykład — emeryt jakiś, starowina, sunie w habigu i zupełnie przyzwoitem futrze, z pod którego widać nogi w nienagannie czystych zresztą kalesonach jegerowskich; spodni poczciwiec nie uznaje. Na stopach w czarnych, specjalnie szytych skarpetkach, sandały drewniane w rodzaju niskich szczudełek. Obok mama, a może