Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —

Ulicą jadą czerwono-żółte tramwaje i czarne, lśniące lakierem i metalem samochody. Ale prócz tego widać dziwne wozy, a przy nich, w szerokich, grzybowatych kapeluszach słomianych idą woźnice skośnoocy i o żółtych twarzach, w niebieskich płóciennych ubraniach z dziwacznemi, wielkiemi, białemi literami na plecach. Wozy pełne są rzodkwi białej, o korzeniach długich na metr a grubych, jak przedramię mężczyzny. I jeszcze jest tam wiele innych, nieznanych jarzyn. Często widać przy wozach wieśniaków w długich, szerokich, nastroszonych pelerynach z jakiejś długiej, suchej, ostrej trawy. Zaś między temi wozami przemykają ciągnący wózki-krzesła szybkobiegacze żółci w ciemno-granatowych, krótkich trykotach do pół ud. Jeden biegnie jak znudzony koń dorożkarski, przesypując się z nogi na nogę, drugi, biegnąc między dyszlami, piersią przyległ na poprzeczny łączący je drążek i tak pcha wózek, inny ciągnie go za sobą, sadząc jak jeleń, wielkiemi susami. Na tych wózkach-fotelach siedzą ludzie drobni i lekcy, w „habigach“ i ciemnych „kimonach“ z ciężkiego jedwabiu. Ten czyta gazetę — i czyta ją z prawej strony ku lewej, ale i z góry nadół równocześnie. Inny rozgląda się. Jeszcze inny nogi wyciągnął przed siebie, a głowę o twarzy żółtej, szerokiej i płaskiej zadarł wysoko, prawie ją wstecz przeginając. A tu nad wózkiem-fotelem podniesiona czarna, ceratowa budka z maleńkiemi okienkami szklanemi, kryjąca zapewne jakąś dostojną piękność. Dostojną, bo niedostojne jadą bez budki, po dwie na jednym wózeczku, drobne, porcelanowe laleczki w różnobarwnych sukienkach w wielkie kolorowe kwiaty lub motyle, wesołe, chichocące i częstujące się cukierkami. Tuż jednokonne karety