Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —

Anglo-Sasów są niegrzeczne, krzyczą, hałasują i wszelkiemi siłami starają się zwrócić na siebie uwagę. Ale matki nie głupie, plotkują sobie w dalszym ciągu, a kiedy chłopak rozwala się na ziemi i ryczy jak opętany, z miny matki można wyczytać:
Mnie to nie przeszkadza, ja jestem do tego przyzwyczajona. Jeśli ciebie to drażni — to go zabaw!
A to już lepiej słuchać krzyków. Zacząć bawić malca to człowiekowi na głowę wlezie.
Trwa to tak długo dopóki nie pojawi się ojciec. Ten raz drugi powie coś chłopcu, a potem jak nie chwyci naraz, jak nie zacznie grzmocić! Jeśli i tego jeszcze chłopakowi za mało ojciec bierze go za spodnie, jak szczeniaka czasem chwyta się za skórę, niesie go jak tłumok do swego numeru, tam nasoli mu jeszcze morałów trzciną, zamknie go na klucz — i już ma spokój.
Wśród tych Anglo-Sasów na pierwszy rzut oka można poznać Francuzów. Są od Anglików znacznie wytworniejsi, ale i bardziej pretensjonalni. Damy ubrane więcej apetycznie niż wytwornie, flirt taki, że flirtujący już świata bożego poza sobą nie widzą.
Prócz Anglo-Sasów i Francuzów Rosjanie, wiecznie niezadowoleni, a zato bardzo głośni ze swojem „Wan Wanowicz“ itd., źle ubrani, nieufni i wszystko lekceważący.
Nuda straszna.
Na pierwszy rzut oka zdaje się, że w tym pięknym „hallu“ wygodnie zasiadło jakieś dobrane, miłe, nawet świetne towarzystwo. W rzeczywistości jest to kuźnia plotek, intryg i miłostek. Ci ludzie mieli czas znienawidzieć Japonję i wszystkie jej piękności, wśród których więdną i schną żywcem, żyć niemi nie mogąc. Nie