Ta strona została uwierzytelniona.
— 266 —
kałem się Naczelnika. W świcie jego jechał też mój brat, a ten poznał mnie i zaprosił do swego powozu, i tak po przyjeździe do Ojczyzny ze stron dalekich, po kilku latach wygnania, tułaczki, a wciąż gorliwej pracy dla Polski, choć nikomu nieznany, przecie i ja odbyłem w świcie Naczelnika Państwa swój wjazd triumfalny do naszej stolicy. Słońce świeciło pięknie, tysiące i tysiące wolnych Polaków wznosiły okrzyki, orkiestry grały „Jeszcze Polska nie zginęła“, piechota i jazda prezentowała broń.
A potem powiedziano mi, że jestem potrzebny we Lwowie — więc pojechałem do Lwowa.
KONIEC.