Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 234 —

My na Syberji pracowaliśmy z Czechami w wielkiej zgodzie i doznawaliśmy od nich jak najserdeczniejszego poparcia, mimo, że angażowanie się ich po naszej stronie przeciw opinji rosyjskiej nieraz utrudniało im ich i tak już ciężką pozycję. I mieliśmy piękne rezultaty tej wspólnej pracy. Otwarcie stwierdzę, że tylko dzięki ich pomocy mogła na Syberji stanąć nasza dywizja. A tymczasem, gdy my na obczyźnie tak zgodnie pracowaliśmy — w kraju taka kasza! Nie wiedziałem, co o tem myśleć. Pilnie i w milczeniu słuchałem, co mi opowiadali rodacy, byłem też na półtoragodzinnej audjencji u czeskiego ministra Benesza, rozmawiałem z poetą Rokitą, z innymi delegatami czeskimi i trudno było mi wyrobić sobie zdanie jakieś. Dziś, kiedy te słowa piszę (wrzesień 1922 r.) mam mimo wszystko wrażenie, że Czesi, pewni swego stanowiska na konferencji pokojowej a widząc, z jakiemi trudnościami my mamy do walczenia, nie wytrzymali i zagalopowali się, a potem się po swojemu zacięli. Świadczy o tem ich nieprzejednane stanowisko i wroga dla Polski neutralność podczas wojny polsko-rosyjskiej. Tonącym — jak się mogło zdawać — nietylko nie podawali reki, ale nawet nie chcieli do nas dopuścić nikogo, kto pomóc pragnął. Rozmowy mojej z p. Beneszem mimo jego pozwolenia nie opublikowałem, ponieważ w tym trudnym dla nas czasie mogła podziałać na społeczeństwo polskie zbyt przygnębiająco, gdy delegacji polskiej pogląd czeski na sprawy był zupełnie dobrze znany. Więc poco niepotrzebnie drażnić? Tu jednak zaznaczę, że wszystkie nasze trudności, zawody, rozczarowania i niepowodzenia zostały mi wówczas przez p. Benesza zupełnie dokładnie przepowiedziane, skąd wynikałoby, że jednak jego