Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —

coś znaczy! Na pobicie Azji nie potrzeba ani Aleksandra Wielkiego, ani miljonów żołnierzy. Nas jest na Syberji jakie pięćdziesiąt tysięcy, a trzymamy w rękach pół Azji.
Zmięszał się trochę. Ale nie dość na tem.
Pycha Sjamczyków, z właściwą ludziom małego wzrostu i małym narodom arogancją chcących wszystkim pokazać, jacy to oni właśnie są wielcy, nie podobała się na statku. Po kątach wszyscy z nich podrwiwali. Otóż na drugi dzień, kiedy p. Boczanakit w kole znajomych perorował i, rozsnuwając swe bystre poglądy i zasłuchany we własne słowa, stał dumny i wyniosły, przystąpiłem do niego i z uśmiechem oznajmiłem mu:
— A wie pan, że ja mam już dla pana przezwisko?
— No?
Człowiek zawsze jest ciekawy swej karykatury i przezwiska.
— Bismark Sjamu! — rzekłem z uprzejmym ukłonem.
Od tego czasu byliśmy w przyjaźni.
Od p. Boczanakita dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.
Był ten pan ambasadorem w Rosji przez siedem lat — a w rezultacie stracił tam zrabowany mu przez bolszewików cały majątek i musiał wrócić do Sjamu.
— Proszę mi wybaczyć pytanie. Czy Sjam jest cywilizowany?
— Zupełnie. Tak jak Japonja. Szlachta i młodzież bogatsza kończy angielskie lub francuskie licea, bywa za zagranicą... Ale my, oprócz kultury europejskiej, mamy swoją własną, rozkoszną! Widzi pan — Sjam, to kraj bardzo a bardzo bogaty! My mamy mnóstwo pieniędzy. U nas pięknie, a prócz tego łatwo żyć. I my