Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 147 —

jak gdyby istotnie hotele były jedynie godnemi zwiedzania rzeczami na tym świecie. Anglicy z dumą pokazywali mi, że wszędzie ogień pali się na kominku i cieszyli się tym ogniem, jak jakimś szczególniejszym rarytasem, naturalnie nie przypuszczając nawet, że dla mnie to zanglezowanie świata może być mniej zajmującą jego stroną.
W Szangaju zetknąłem się też z rodakami i to nie bylejakimi. Poznałem się między innymi z dyrektorem banku rusko-azjatyckiego, hr. Jezierskim, który ofiarował był 70 000 rs. na wojsko polskie na Syberji. Miło bardzo mi było widzieć w tym dalekim świecie rodaków, zwłaszcza na tak wysokich i ważnych stanowiskach, otoczonych trudną do opowiedzenia wspaniałością bogatego Wschodu. Olbrzymie, bajecznie urządzone pokoje, pełne służby chińskiej w jedwabiach, przepych i wygoda urządzenia — wyznaję, to wszystko przyjemnie łechtało mą ambicję narodową.
W dzień odjazdu z Szangaju pojawił się u boku naszego statku wielki portowy „launch“, pełny Chińczyków. Wysocy mężczyźni z bardzo europejskiemi właściwie twarzami, wszyscy byli w czarnych jedwabnych, długich sukniach i małych, również czarnych czapeczkach. (Wierzchni strój Chińczyka stanowi długi chałat, rozcięty po obu bokach poniżej pasa). W tym czarnym stroju na pierwszy rzut oka przypominali żydów. Bardzo ożywieni, strasznym, charkocącym językiem rozprawiali głośno, wybuchając śmiechem, wreszcie ustawili się w grupę i sfotografowali się.
Byli to sami wysocy urzędnicy i dostojnicy, odprowadzający na statek delegację republiki chińskiej na konferencję pokojową w Paryżu. Delegacja ta