Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
7

grubszej i najbardziej zrozumiałej. Jednakże teatr, w którym grała jakaś rosyjska trupa prowincjonalna, był zawsze wyprzedany, a aktorzy, choć wyraźnie prowincjonalni, więc zmanierowani, pretensjonalni kabotyni, grali sumiennie i z zapałem. Pism wychodziło kilka — różnych odcieni. Redagowane były wielkim nakładem pracy, druku i papieru, lecz — jak zwykle pisma rosyjskie — z nieproporcjonalnie małym nakładem inteligencji i temperamentu dziennikarskiego. Rozumie się, pisma te, pisma narodu, który tak upadł, że za zbawienie musiał uważać, gdy obcy przyszli, aby gospodarować po swojemu, pisma narodu po tysiącu lat powtarzającego znów swoje „władiejtie nami“, stały na stanowisku zasadniczo-krytycznem i nieufnem wobec wszystkiego, co drudzy robili.
Sposób zachowania się „międzynarodów“ we Władywostoku nie był ani budujący, ani ujmujący. Żołnierze cudzoziemscy, doskonale płatni i rozmieniający swe dolary, funty, czy franki na olbrzymie ilości rubli, byli we Władywostoku znakomicie sytuowani i mogli żyć po pańsku. Sypali pieniądzmi na prawo i lewo, szukając jednak za nie rozrywek grubych i niskich. To samo przez się nie byłoby jeszcze tak nadzwyczajnem, bo ostatecznie żołnierz nigdy nie przyczyniał się do podniesienia obyczajności lub oszlifowania obyczajów. Nie interesowałem się tak bardzo oddziałami, przysłanemi przez sojuszników na Daleki Wschód, jednakże mam wrażenie, że to nie był kwiat rycerstwa. Co jednak uderzało w tej zbieraninie, to wyniosłość i brutalne, pogardliwe lekceważenie, mina wyższości, z jaką żołnierze cudzoziemscy raczyli niewłaściwie zachowywać się we Władywostoku, nie dbając zupełnie o to, że ludność miejscową tem drażnią. To też wciąż