Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiego? I czemuż to zaświeciły ci się oczy do tych ułanów i czemuż to głośno strzeliłeś w palce?
— Ulituj się nad Ojczyzną naszą i nad nami!— przypomniały się wygnańcowi słowa wielkiej modlitwy. — Pozwól nam modlić się znowu do Ciebie obyczajem przodków na polu bitwy, z bronią w ręku, przed ołtarzem, zrobionym z bębnów i dział, pod baldachimem, zrobionym z orłów i chorągwi naszych.
Rzucił się niespokojnie na swej pościeli Zaucha i dużo czasu minęło, zanim znowu myśli mógł zebrać.
— Lecz jakim-że to cudem — wspominał — białemu lwiątku czeskiemu udało się ujść zagłady ?,« W tym zgiełku wojennym, gdzie ginęły całe dywizje, pierwszy czeski tysiąc walecznych kręcił się i błąkał wśród przesuwanych korpusów, ucząc się wojny. Zaucha spędził jedną noc przy ogniskach ochotników czeskich. Opowiadali mu o swych nadziejach i tęsknotach, o tem, jak to czarny sztandar husycki z purpurowym kielichem — znak buntu w męczeństwie — znów powstał przeciw Rakuszanom, straszne widmo przeszłości, które zmieni się w olbrzyma czarnego, w czarny słup dymu z kielichem gorejącym miast serca, widmo mistrza niesprawiedliwie spalonego na stosie, widmo zemsty...
Jechał Zaucha piaszczystemi gościńcami szmaragdowego Wołynia, przez kraj cichy, żyzny, pełen szlachetnych wspomnień i tradycji. Jechał powoli przez piachy, grzejąc się w promieniach upalnego słońca, ale jakby nie patrząc przed siebie, we własną głąb zapatrzony. Z cienia gajów, drzemiących w skwarze, z niebios lazurowych, z powietrza głębi słonecznej, z zielonych pól i z cichego, monotonnego skrzypu kół szła ku niema jakaś niespodziewana myśl, niespodziewana dotychczas, a przecie zmartwychwstająca.
— Jest Słowiańszczyzna, czy jej niema?
Ale to były nieuchwytne i niewyraźne jakieś