Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śliwym lub żołnierzem, bo głowę zadarł do góry starał się ostro stawiać swe nieposłuszne nogi.
Szedł prędko niby nie widząc nikogo, a okulary świeciły na jego twarzy jak dwa wielkie, białe, rozjarzone ślepia.
— A cóż ten biedak? — spytał Zaucha, z litością jątrząc na Gargula.
— Gargul? Wciąż się kocha i z namiętnością czyści wszystkim pannom buciki. Mamy tu z nim sto jociech. Może pan z nim porozmawia?
Otworzył okno i zaczął wołać:
— Panie Gargul! Panie Gargul!
—Dajźemuradcaspokój! —żachnął się Zaucha.— rakże zabawa! Naśmiewać się z chorego!
Na szczęście Gargul, zajęty flintą, nie dosłyszał .wołania radcy.
— Słyszałem, że pan Szypuła opuszcza gminę— :aczął znowu podstępnie Zaucha.
— A tak, znalazł posadę i wyjeżdża.
— Wobec tego te dwa pokoje, które on ze swą towarzyszką zajmował, będą wolne, co?
Radca spostrzegł, że wpadł w zasadzkę. Podniósł brwi tak, że całe czoło pokryło mu się poprzecznemi zmarszczkami, a równocześnie bardzo pilnie zaczął poprawiać pince-nez.
— Niby — wolne one nie są — tąm mają mieszkać dwaj studenci.
— A gdzież ja mam mieszkać z panną Olszewską?
— Przepraszam — czyżby kochany nasz pan doktor zamierzał zamieszkać... przy pannie Olszewskiej?
Spojrzeli sobie w oczy. Zaucha uśmiechnął się : lekceważeniem.
— No, a niby jak? Przyjechałem z tą panienką. Czyż nie mam prawa żądać dla niej i dla siebie dwuch pokoji?