Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A cóż Kłeczek zrobi?
— Idzie na gospodarza do Sośnicy.
Radca umilkł i przez chwilę patrzył niespokojnie w okno.
— Widzi kochany pan doktor... pan dyrektor kuchni Dyrcz wyszedł i kazał mi mleka na blasze pilnować... Oto do czego jest wójt gminy... Prócz tego... Pan Gargul poszedł po fuzję do ogrodnika, bo mamy psy strzelać... Namnożyło się tych kundlów co niemiara i niema ich czem żywić... Oprawcy trze-baby zapłacić, więc musimy sami... Takie czasy... Więc muszę dopilnować, żeby sobie tu w łby nie postrzelali.
— Tak, oczywiście, czasy są niezmiernie ciężkie... Każdy sam musi myśleć o sobie.
— Zapewne...
— I pan radca nic mi tu nie może poradzić?
— Ostatecznie panna Olszewska narazie może mieszkać w Lesowem, a pad doktor może wybrać sobie najwygodniejszy pokój w Biełowie...
— Ja nie mówię o takiem prowizorycznem załatwieniu sprawy...
— Prowizoryczne! Prowizoryczne! — i w głosie pana radcy zadrgała ledwo dosłyszalna nutka szyderstwa. — Mój Boże, ta w dzisiejszych czasach wszystko jest prowizoryczne! Cóż ja na to kochanemu panu poradzę, wojna jest, straszna wojna, chociażby już wziąć pod uwagę same „zeppeliny" lub gazy duszące... Pan doktor to wie lepiej odemnie!
— Ale o urządzeniu się na stałe — ciągnął niezbity z tropu Zaucha.
— Ba, ba, ba, kochany panie doktorze!
— Otóż, o ile zgaduję, radca każę mnie mieszkać osobno, a pannie Helenie osobno.
— A, otóż pan Gargul! — zawołał radca. — Patrz, patrz, patrz pan, jak on się dumnie niesie!
Zaucha rzucił okiem w okno i ujrzał idącego przez ogród Gargula w sportowem ubraniu ze strzelbą na ramieniu. Pół-idjota wyobrażał sobie, że jest my-