gwałtownego życia, ale to życie nie trafiało już do jego duszy. Za to w mózgu brzęczał mu wciąż rój drobnych, malutkich trosk, śmiesznych, a mimo to wybijających się na pierwszy plan i zakrywających sobą wszystkie inne. Monotonny i senny brzęk tego roju głuszył wszelkie odgłosy z daleka. Zaucha czuł, że drętwieje duchowo, że opada go jakaś niepojęta, bolesna i upokarzająca martwota.
W wagonie robiło się coraz pełniej. Tam i na-zad przebiegały dzieci, schodziły się przekupki i chłopi w „armjakach“, czerwoną krajką przepasanych.
W tem ktoś położył Zausze rękę na ramieniu. Stał nad nim wysoki, barczysty, elegancko ubrany elegancki mężczyzna. Pochylona nad Zauchą pogodna, oliwkowa twarz, zakończona ciemną, śpiczastą bródką, uśmiechała się życzliwie szaremi lecz i świecącemi, trochę skośnemi oczami. Zaucha pamiętał te oczy silne lecz spokojne, nad niemi równe, cienkie łuki brwi i krogulczy nos o rozszerzonych nad pełnemi wargami nozdrzach.
— Pan mnie sobie nie przypomina, doktorze? — mówił młody olbrzym miękkim, niskim basem. — Jestem Niwiński. Niejedną godzinę przegadaliśmy razem w „Szkockiej“, we Lwowie.
Zaucha zerwał się.
— Jakże, przypominam sobie doskonale, tylko tak w pierwszej chwili... Ale jakże! Oczom własnym wierzyć nie mogłem. Ze Lwowa znamy się, potem pan był plutono... a pardon — ale nikt nie słucha — potem spotkaliśmy się w Moskwie... Pan gdzieś na wschodzie był...
— W Azji centralnej, potem w Moskwie... We wiatskiej gubernji byłem też, w samarskiej... z krzaka na krzak...
— Zdawało mi się, że pan pracuje w Moskwie, w jakiejś redakcji...
— Pracowałem przez jakiś czas, ale nie mając pozwolenia na zamieszkanie w Moskwie, musiałem się przemalować na rosyjskie poddaństwo. Jako ta-
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.