Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wany łańcuch dorożek, cerkiew na wielkim placu wyglądała jak cacko na ogromnej tacy.
Zapatrzył się na ten szaro-popielaty gmach biedny wygnaniec i myśl jego uspokojona łagodnym rytmem linji architektonicznych, jak gdyby zapomniała się i zapamiętała. Przechodzili koło niego ludzie, przejeżdżały dorożki, lecz on nie zwracał na nie uwagi, jeno w tę cerkiew wielką a cichą zapatrzony i w szare, posępne niebo poza nią. Ale snąć i jej nie widział a myśl jego zasnęła lub może pomknęła gdzieś tak daleko — iż stracił ją z oczu.

IV.

Do odejścia pociągu było około trzech kwadransów czasu.
Zaucha usiadł w poczekalni, w której ustawiono wysokie ławki gęsto, jak w kościele.
Było tam mnóstwo ludzi, głównie dzieci szkolnych i młodzieży.
Dzieci uganiały dookoła ławek lub kręciły się między niemi z krzykiem i piskiem. Gimnazjaliści obciągali na sobie swe siwe płaszcze i przybierali pozy oficerów, gimnazjalistki przeglądały się w małych, ręcznych zwierciadełkach, pudrowały się i zerkały w stronę chłopców. Malcy biegali od grupy do grupy, szepcząc coś do ucha to dziewczętom, to chłopcom.
— Postillons d’amour! — pomyślał Zaucha.
Pachło w powietrzu Arcybaszewem, Czirikowem, Winniczenką...
Obrzydzenie ogarnęło Zauchą. Kupiwszy numer „Russkiego Słowa" wyszedł z poczekalni.
„Daczny" pociąg stał już na stacji.
Zaucha wsiadł do pustego wagonu i usiadłszy przy oknie zaczął czytać.
Ale wkrótce zauważył,że czyta bezmyślnie,ani słowa nie rozumiejąc.Miał tu,taksamo jak w pismach ilystrowanych,echa i odblaski jakiegoś silnego,