Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otrujmy si, bośmy dość żyli na świeci, moja pani! Takie to podłe usposobienie ma mój mąż, niktby nie uwierzył, jaki on ma podły charakter...
A właściciel „podłego charakteru" siedział spokojnie na łóżku i paląc papierosa uśmiechał się dobrodusznie. Był to człowiek cichy, łagodny, zrezygnowany. Ale czasami wybuchał, wpadał na żonę, a potem chwytał kapelusz i godzinami wałęsał się po polach.
Było ciężko, martwo i nudno.
Helenka, o ile nie wyjeżdżała do miasta na kupno, zajmowała się gospodarstwem i porządkami domowemi, wyszukując sobie coraz to inne zajęcie. To znów czytała, chodziła w odwiedziny do pani Skowrońskiej, przysłuchiwała się rozmowom Niwińskiego z Zauchą lub kłótniom z radcą. W gruncie rzeczy nie było jej źle. Nie dostawało rozrywki życia miejskiego, sposobności do ubrania się, może widowisk, ale życie płynęło jakoś, nudno lecz bez większych, przykrości. Aż jej dziwno czasem było, że mogła tak łatwo zżyć się z tem wszystkiem, z Zauchą, z Niwińskim, a już zwłaszcza z nim. — Bo zdawało się jej czasem, źe znała go nawet lepiej i bliżej niż Zauchę, że wyrosła z nim razem i nigdy się od niego nie odłączała.
Zaucha nie zawadzał. Miał w sobie coś profesorskiego — sposób mówienia i nawyczki. Wiecznie wykładał — i wiecznie coś kuł. Wlazł teraz w Mickiewicza i nie mógł się od niego oderwać, o niczem innem nie mówił i o nim tylko myślał podczas swych regularnych, samotnych przechadzek porannych. Zdawało mu się, jak gdyby dopiero w tych warunkach, w ogniach nostalgji i wytężonej myśli o sprawie polskiej, zarysowywała się przed nim wyraźnie olbrzymia postać poety, jak gdyby dopiero teraz myśli jego nabierały rumieńców życia, prześwietlając, i rozrzażając się blaskiem prawdy i natchnienia. Zycie na wygnaniu zmieniło się dla Zauchy w pewien rodzaj nabożeństwa, połączonego z jakiemiś dziwnemi rozmy-