Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pan doktor wymierzy Buchajle parę policzków, to to nie będzie jeszcze żadną ostatecznością...
— Może pan jest w błędzie co do adresu... Uprzedzam pana, że w tej historji może zajść zwrot zupełnie niespodziewany.
Radca prawdopodobnie zrozumiał i od tego tego czasu Buchajło zaczął się zachowywać przyzwoiciej, w swojem rozumieniu, być może, nawet salonowo. Niemniej zachowanie się jego było tak przykre i nieznośne, że Helenka aż zęby zacinała, ilekroć usłyszała jego kroki i jego szorstki głos. Oddychała tylko wówczas, kiedy Buchajło wyjeżdżał do miasta, gdzie handlował różnemi przedmiotami na bazarze, otoczony, jak mówiono, powszechnym szacunkiem równych sobie handełesów. Handlował wszystkiem, co mu w ręce wpadało, a proceder swój zaczął od sprzedawania gminnych widelców i-nożów, oraz innych przedmiotów pochodzenia niejasnego, które nie tylko czasem tracił, ale jeszcze musiał przypłacać przesiadywaniem w uczastkach i podpisywaniem różnych protokołów.
— Mało tego, że nic nie zarobiłem — narzekał niezadowolony — jeszcze mnie do furdygarni chcieli zamknąć, szlak-by ich trafił 1
Często przyjeżdżał w nocy pijany, awanturował się, odgrażał, wykrzykiwał, a potem leżał w łóżku przez cały dzień, „naprawiając sobie smak“ śledziami, „chanźą" i „kwasem chlebnym" własnego wyrobu. Był brudny, niechlujny, cuchnący, wciąż pluł. Helence przyglądał się dziwnemi, nieżyczliwemi oczami, tak, że bała się przez jego pokój przechodzić.
— Jak Józefa niema — skarżyła się Niwińskiemu, który teraz prawie codzień przychodził — to ja cały czas siedzę u Skowrońskich. Boję się zostać z tym człowiekiem sama. Tak mi się dziwnie przygląda...
— Mamo, kura na mnie patrzy! — wyśmiewał ją Niwiński.
Ale żywiej pykał z fajeczki, marszczył brwi