Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

różowemi wargami. W śnieżno-białym długim fartuchu, Dyrcz był w istocie niepospolicie przystojny, różowy i gladki, zupełnie jak śliczna lalka fryzjerska.Mówił rzewnym, wysokim tenorem lirycznym z wyraźnym lwowskim akcentem. W kącie dziewka kuchenna pochylona nad cebrzykiem, w którym myła naczynie, nuciła godzinki, bystremi oczami obrzucając obecnych lub też zerkając ukradkiem na Dyrcza.
Zaucha śpiesznie wypił swą szklankę herbaty, podziękował za drugą, którą mu usłużnie podsunął Dyrcz i wyszedł z kuchni.
— Pan doktor już na stację? Taże jeszcze czas!powstrzymywał go radca.
— Wolę być na powietrzu ~ mruknął Józef i ruszyl ku furtce ogrodowej.
Odetchnął głęboko, kiedy się znalazł za obrębem gminy. Dusił się w tej wygnańcze] atmosferze.
Na stacji przed okienkiem kasjera stał już długi „ogonek“. Szumiał i brzęczał małoruski djalekt. Baby szeroko i wymownie opowiadały sobie plotki, giestykulując przytem wyraziście rękami i strojąc komiczne miny. Przekupki podcinały ludziom nogi twardo wypakowanemi koszykami, zwisającemi z dlugich nosideł. Zamyśleni, obojętni, jakby wyszaązali stali wtlir mie panowie w urzędniczych czapka“. W jednym kącie żolnierz-urlopnik z krzyżem św Jerzego na piersiach i w kudłatej „papasze” opowiadali młodym parobkom o kampanji karpackiej, a słuchający’ go chłopcy zuchowatemi minami starali się dać mu do poznania, iż dorośli do zrozumienia sytuacji. Obok stała grupa cyganów polskich z Kieleckiego. Ubrani po miejsku lecz dość dziwacznie, z jakimś nieokreślonym, kolorowym szykiem, otaczali swego naczelnika, małego, dostatnio ubranego człowieka o śniadej twarzy i skośnych oczach w wysokiej barankowej czapie i z nabijaną srebrem palisandrową laską w rękach. Tuż w czarnych i niskich czapeczkach, rozmawiało półgłosem kilku Tatarów z ponuremi i ciemnemi, zadumanemi twarzami. A wśród tłumu kręcili się mizerni,