Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tam tylu było...
— To mój brat. Wiem, że był w legji, a nie wiem, co się z nim dzieje. Dochodziły mnie słuchy, że podobno przepadł w Karpatach.
— Nie wiem, nie znałem.
— A powiedz mi pan, panie Rapacz, ale tak szczerze, co pana skłoniło do wstąpienia do legji ?
— Bywało różnie. Wielu wstępowało pod naciskiem opinji publicznej. Ale ja nie. Ja zawsze bardzo gorąco zajmowałem się historją naszych powstań i wogóle marzyłem o niepodległej Polsce. Więc, kiedy nadarzyła się sposobność — skorzystałem z niej.
— 1 byłeś pan pewny, że legjony po stronie niemieckiej, to istotnie sposobność — skorzystania z niej.
— Dziś — nie. Ale cóżeśmy tam w myślenickiem wiedzieli o tem wszystkiem?
— Kiedy nawet zastanowić się nad tem, porozmawiać z nikim nie można było ! — odezwał się Marcinkiewicz. — W zachodniej Galicji, wie pan doktor, panował pod tym względem wprost terror...
— Pan był na uniwersytecie w Krakowie? — spytał Zaucha.
— Nie, we Lwowie. Ale przed wojną byłem w Rzymie na studjach archeologicznych. Polityką się nigdy nie zajmowałem. Koledzy politykowali, ale ja nie miałem czasu. Otóż przyjechałem do kraju zupełnie niezorjentowany, zajęty wykopaliskami staro-rzymskiemi i Lukjanem. Chciałem lato spędzić u rodziców pod Tarnowem i tam mnie wojna zaskoczyła. Gdybym się był czegoś podobnego spodziewał, nie ruszałbym się z Włoch. Otóż w Tarnowie dawno już nie byłem, znajomych prawie nie miałem, a o wrogach jakichś nie było ani gadania. W jednej wsi pod Tarnowem, za Wątokiem zaraz, jest mój stryj wójtem. Jego syna bardzo lubiałem. Zdolny chłopak, zajmuje się teraz łacińskimi poetami polskimi, zamiłowany w Odrodzeniu polskiem. Ja się tam tą wojną nie zajmowałem, z zasady nie mieszam się do cu-