Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naraz na górze odezwał się cichy, jękliwy ton i rozsypał się w pasaże wyjące, przerażone, jakby strachem gnane...
To doktór Bryl grał w późną noc jesienną...
Wicher, wyjąc, rzucał deszczem o szyby, które drżały, jak pierś ludzka, targana łkaniem.
Pani Śnieżkowa przewraca się na łóżku i z trwogą patrzy w czarną noc...
Widma i mary, widma i mary!


∗             ∗

Kiedy doktor Bryl, spóźniwszy się z powodu jakiegoś chorego, przyszedł do dworu, towarzystwo siedziało już przy podwieczorku.
Pani Helena przywitała go ze zwykłym sobie, życzliwym uśmiechem i wskazała mu miejsce obok pani Śnieżkowej, naprzeciw panny Henryki. Doktór, który we dworze bywał częstym gościem, usiadł, i, uczuwszy naraz apetyt, zabrał się w milczeniu do jedzenia.
Pani Helena była trzydziestoośmioletnią piękną brunetką o wielkich, gorących, czarnych oczach i pełnej, różowej twarzy, wśród której, jak kwiat, widniały mięsiste, purpurowe wargi. Poprawiając coś dość dużą, bardzo białą ręką u kołnierza, przechyliła na lewe ramię głowę, obciążoną niesłychanem bogactwem czarnych, połyskujących włosów, i, uśmiechając się, przysłuchiwała się rozmowie.
Panna Henryka miała ręce i usta laleczki por-