Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chciała sobie wszystko uświadomić. Cóż w tem nadzwyczajnego, że mąż jej szedł z panią Heleną? Pani Helena miewa często migreny, a ona, Śnieżkowa, z własnego doświadczenia wie, jaką ulgę sprawia cierpiącemu wilgotny wiatr, chłodzący czoło, i zmrok, zacierający wszystkie kanty i krzyczące barwy przed znużonemi oczyma. Wszakże Jaś od pięciu lat zna panią Helenę, znał jej męża, którego staraniom zawdzięcza to miejsce, którego dzieci wychowuje. I istotnie, nie można posądzić tej pięknej i szlachetnej pani, ani Jasia... ani pięknej wprawdzie, ale młodej, nie zepsutej panny Henryki... Czemuż jednak na myśl o tem zaczyna jej serce bić nierówno? Gdzież prawda? — Przemyka się przez palce, jak woda.
Czy może posądzić Jasia lub którąkolwiek z tych pań? Tak albo nie?...
Serce pani Śnieżkowej bije gwałtownie, ale pani Śnieżkowa, zebrawszy przemocą resztki pierzchającego rozsądku, odpowiada sobie: nie!
Nie!
Brzmi to teraz silnie i stanowczo w jej głowie.
Ale ona czuje, że mimo wszystko jest tu jakiś bolący punkt.
Co to jest?
Obie panie są tak piękne... tak dobre i inteligentne... mają takie wykwintne toalety... w tej pełnej komfortu i dobrobytu atmosferze...
Wielu ludziom na myśl nawet nie przyjdzie, że