Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale Wiciu! Jakżeż można tak mówić! Mamusia była młoda i ładna, ale mamusia miała dom, dzieci, nie potrzebowała szukać życia gdzieindziej.
— A pewnie! Sądzisz, że wychowanie takiego gagatka, jak ty, należy do nadzwyczajnych rozkoszy, prawda?
Adaś spojrzał na kuzyna zdziwiony.
— Nie rozumiem cię — rzekł chłodno.
— Ba, ty własnej matki nie rozumiesz! Nie rozumiesz, że skoro ona wychowywała cię przez szesnaście lat, to nie chce, by teraz obca kobieta przenicowywała cię znowu według własnego upodobania.
— To jest przyjaciółka ojca!
— A jakież ona ma do ciebie prawa w porównaniu z matką? Czemże ona jest dla ciebie przy matce? Co to znowu! Tyś powinien spełniać dziś nawet kaprysy matki, bo jeśli ona jest niezdrowa, to w znacznej części i przez ciebie! Kiedy ja nie robię nic złego. Bawię się, jak mogę, gram w tennisa, a czy gram u nas w ogrodzie, czy w zakładowym parku, to przecie wszystko jedno. A tatuś tak nie lubi jeździć sam, to przecie kawał drogi.
— Mógłbyś przynajmniej nie codzień jeździć.
— Kiedy ja się w domu nudzę.
Rozmowa urwała się.
Po kilku godzinach stanęli przed leśniczówką. Był to obszerny dom, zbudowany na stoku góry,