Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Adaś i Wicio stoją obok i rozmawiają: Ojciec sekunduje im, drocząc się z nimi złośliwie.
— Kasyno! — szepcze pani Walerya.
Dzieci nazwały tak tę chwilę, kiedy ojciec, zmęczony fizycznie, ale nie senny, odpoczywał leżąc w łóżku i gawędził. Matka nie brała udzału w tych zebraniach. Nie chciała krępować ojca, który rozwijał zwykle przed dziećmi swe poglądy — a te poglądy były jej przekonaniom przeciwne. Nie mogłaby ich słuchać w milczeniu, spierać się nie chciała, kwestyonować autorytet ojca — nie wypadało jej.
A te gawędy w „kasynie“ odsuwały od niej dzieci i przeciągały zupełnie na stronę ojca. Omawiano tam wszystkie kwestye, począwszy od interesów, w które ojciec dzieci wtajemniczał, a skończywszy na najdrażliwszych nawet zagadnieniach życiowych. Dzieci nie słyszały nigdy z ust ojca nauk ani napomnień; on tylko krytykował i rozwijał przed niemi swe teorye. Uznawał rzeczy za rozumne lub głupie; o pierwszych mówił z szacunkiem, z drugich — śmiał się i drwił. Ale głupotą w jego oczach była i złośliwa perfidya i brak szlachetności i zbytnia interesowność podobnie jak i przesadna czułostkowość i wrażliwość. Uczył dzieci ścisłości w myśleniu, sceptycyzmu i niepodlegania żadnym powagom, żadnym dogmatom i w przeciągu pół godziny w niwecz obracał długoletnią pracę matki.