Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lasu; objad jadł w niedalekim zakładzie kąpielowym i do domu wracał dopiero wieczorem.
Adaś, chudy, wysoki wyrostek, brunet, o wielkich, czarnych oczach ojca i pociągłych subtelnych rysach matki, rzucił rakietę na stół i osunął się w fotel.
— Uf, alem się zmachał! — w zdychał, ocierając czoło chusteczką. — Graliśmy dziesięć partyj po południu.
Wuj Józef, niski, barczysty brunet o śniadej energicznej twarzy i melancholijnych czarnych oczach, przerzucał wieczorne dzienniki.
— Hela! Idź, powiedz mamie, żeby zaraz dawali kolacyę.
Usiadł w fotelu i zagłębił się w czytanie jakiegoś artykułu. Adaś, który ojca we wszystkiem naśladował, sięgnął po książkę.
— Jak znalazłeś mamusię? — zwrócił się naraz do Wicia.
— Niedobrze. Chora jest.
— Chora! — wpadł z gorzką ironią wuj Józef. — Bo nie uważa na siebie, lekkomyślna jak dziecko! Ledwo wyszła z zapalenia płuc, zaczęła chodzić po podwórzu bez kaloszy, bez szalika nawet! Matka jest uparta i lekkomyślna. Czemu nie wyjechała na południe? Hela dałaby sobie bez niej radę z gospodarstwem. I poco te antypiryny wieczne, piramidony, morfina, czarna kawa, papierosy...