Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

katnie rzeźbionych rysach, z tym zgrabnym, cienkim nosem o drgających nozdrzach i cudnych, mieniących się jak morska woda podłużnych oczach, wyglądała, jak wykrojona z jakiegoś portretu Bacciarelli’ego.
— Jednakże... co ta mała gra? Ach, to waryacye na temat „Nel cor piu non mi sento....“ malutki wiatraczek gwiżdżący wciąż na jeden i ten sam temat, tak... Hela jest też nie w sosie... o, nie! Ale to zrozumiałe... Dorosła panna, zrywa się do lotu, chciałaby zacząć życie na własny rachunek... O tak, „nel cor piu non mi sento...“ Wuj jest taki sam, jak był. Wesół, pogodny, zadowolony... Gdyby się tu co zepsuło, gdyby nie wszystko było w porządku, pierwszy on miałby nieswoją minę... On niczego nigdy nie ukrywa. A może to o Adasia idzie?
Wuj życzył sobie, aby chłopak przez siódmą i ósmą klasę chodził do gimnazyum, wujenka wolałaby mieć go po dawnemu na wsi, przy sobie...
— No, dobrze, ale ostatecznie taka drobnostka...
Nie, to nie była drobnostka, to była sprawa pierwszorzędnej wagi. Wujenka Walerya kochała Adasia nad życie. Wicio przypomniał sobie, jak lada zasłabnięcie, lada kaszel małego, który w dzieciństwie był bardzo chorowity, nabawiały ją śmiertelnej trwogi. Kochała go prawie po zwierzęcemu, szalenie, z krzywdą i ujmą dla całego otoczenia. Nie zapominała najdrobniejszej psoty wyrządzonej małemu, sta-