Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siwo, przestał się nim zajmować. A naraz zaproszono go znowu do Podlesia. Zdziwił się, bo zwykle taki tam był w lecie nawał gości, że nawet starszym wujom odmawiano, a cóż dopiero jemu. Nie mniej przeto ucieszył się. Do wujowstwa Józefów był szczerze przywiązany. Lubił wuja za jego rozsądek, prostotę i śmiałość myśli, wujenkę za jej niesłychaną subtelność i dystynkcyę, Helenkę i jedynego syna wujostwa, Adasia, uważał za rodzeństwo. Przytem w Podlesiu była zwykle taka miła, pogodna atmosfera.
— Coś się tu zepsuło! — myślał i jakby czekał na odpowiedź, rozejrzał się pytająco po ścianach gabinetu.
Wszystko było jak dawniej. To samo wielkie biurko stało między oknami, ten sam zielony garnitur mebli koło pieca, w drugim kącie stół do kart wiecznie rozłożony, kanapka i trzy wielkie fotele, ta sama biblioteka pod oknem; na stole kilka talij kart do pasyansa, parę książek, wszędzie rozstawione popielniczki — jak zwykle w pokoju, w którym się stale przebywa.
— Co się tu mogło zmienić? Wujenka niezdrowa... tak... odrobinę; zdaje się nerwy. Zresztą wygląda doskonale. Posiwiała w prawdzie zupełnie, ale ona jest siwa od czasu tego tyfusu... Z tą siwizną jest jej nawet kolosalnie do twarzy... Pani z czasów Ludwika XVI.
Istotnie, jej różowa twarz o subtelnych, deli-