Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skały jakieś wielkie, królewskie, dyjamentowe kwiaty. I złoty pył trzepotał się w powietrzu, osadzając się na wszystkich przedmiotach, na moich rękach i włosach.
Przepiórka zmieniła się w czarodziejską papugę, opowiadającą dziwne powieści o swych piórach wysadzanych perłami i bramowanych złotem.
Głos jakiś miękki, pieszczotliwy i słodki, jak dźwięk włoskich skrzypiec, w które konająca przedwcześnie śpiewaczka wetchnęła swą duszę, śpiewał zdania uroczyste i wzniosłe, niczem wersety nieznanych ksiąg świętych.
— Wszystko, co żyje, jest znikome. W snach i marzeniu jest prawda.
— Wierz marzeniom, bo nie umieją kłamać.
— Złote ptaki drziemią w cieniu ciszy drzew, nocą spowitych.
— Możesz je ujrzeć w dalekich sadach, sennych i cichych. Złote mają skrzydła i złote oczy, ale pierś — pierś ich jest jak rubin czerwona.
Dwoje oczu żarem złotym przesyconych wpiło się w moje źrenice, które zaczęły się rozszerzać, ogarniając zwolna świat cały.
— Jeśli masz serce, oczy twoje przebiją ciemności! — szeptał słodko głos, a miękka dłoń dotknęła lekko mojej piersi.
A wówczas z moich źrenic trysnęły jasne promienie i ujrzałem gdzieś bardzo daleko gąszcz dziwnych drzew, otulonym lekkim muślinem mgły