Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spotkałem ją między ludźmi. Było to letnią porą, w nocy, w jakimś oszklonym ogrodzie.
Weseli i pięknie ubrani ludzie siedzieli wokół biało zasłanych stołów, pili z wysokich kieliszków pieniące się perliście złote wino i bawili się. Na wszystkich stołach widać było smukłe dzbany z bukietami bujnych, wonnych róż i jarzące się jasno żółte płomyki świec, okolonych żywymi wianuszkami z roztańczonych ciem i owadów nocnych; przy każdym stole siedziała jakaś pięknie ubrana kobieta. Przez szklany strop widać było migocące świetliście jasne gwiazdy, których rój wielki wysypał się na ciemny błękit nieba, ale w ogrodzie było jasno. Śmiech, harmonja śpiewnie wymawianych zdań, woń róż zmieszana z delikatnym, ostrym zapachem wina i włosów kobiecych, rozchodziły się od każdego stołu. Gdzieś daleko, na wysokiej scence, białem światłem zalanej, stała śpiewaczka w czerwonej sukience i giestykulując miękko śnieżno-białemi ramionami zdobnemi w skrzące brylanty, śpiewała ucieszne piosenki.
Ja siedziałem również przy jednym stole w kąciku. I przedemną stał dzban z różami, ale przy moim stole nikt nie siedział. Ponieważ jednak tego wieczoru wypiłem dużo słodkiego, hiszpańskiego wina, przeto było mi wesoło i przyjemnie.
Naraz zauważyłem, że z kimś rozmawiam.
Naprzeciw mnie, odgrodzona odemnie bukietem a róże były białe, żółte i ciemno-purpurowe