Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, psa o paszport nie pytają! — odpowiedział drugi.
— Także — obrońca! Tamci choć przez okna patrzyli, a siedzieli cicho... A ten gryźć chciał.
— Wiadomo, pies — zwierz głupi. Ale śpiewał na bagnecie, ha?
— Wolałbym, żeby był zając...
Zaśmieli się i poszli.
Pies leżał bez ruchu u stóp swego pana, który był żywy i zdrów.
— Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyła taka emocya! — opowiadał potem, kiedy za lepszych czasów zgadało się o tych krwawych dniach.
Patrzano też na niego z szacunkiem, jak na człowieka, który wiele przeżył.