Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O słodki Faetonie, synu Klimeny, bracie mój!
Przynoszęć nowiny od Ojca twego Promienistego. Za syna przyjęło mnie jasne słońce, za brata srebrne gwiazdy, siostry moje. Nie samotny dumać będziesz o chwale słonecznej. W ciemnościach wiecznego rozpamiętywania ukryję jasną mą chwalę. Ścianom najskrytszych komnat labiryntu powierzę sny moje promienne. Jak Narcyz nad studnią klęcząc, będę się poił blaskiem własnych oczu, ja, świetlany syn ciemności...
I rzuciwszy skrzydła na ciepłe fale morskie, wszedł, jak w grób, w ciszę labiryntu, którego czarnemi, ciężkiemi murami wstrząsał podziemny, głuchy ryk Minotaura.
A właśnie na seledynowe niebo wypłynął złotawy księżyc i w poblizkich górach Ida przy wrzasku spiżowych rogów i warczeniu kotłów rozpoczęli Korybantowie swoje zgiełkliwe misterja.

Na skalistem wybrzeżu odległej wysepki klęczał Dedal i załamując ręce złorzeczył niebu:
— Oto starość moja znajdzie mnie samym i bez pomocnika i nie mam syna, któremubym powierzył zamysły ducha mego.
Przekleństwo wam, bogowie, którzy duszom skrzydlatym każecie mieszkać w ciałach zrosłych z ziemią.
Otoście we mnie zabili własną myśl boską! —