Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najbardziej jednak dziwiło niedoświadczonego Ikara, że wielki budowniczy nie umiał się wyplątać z labiryntu, który sam wymyślił.
Ikar zaś znał gmach dobrze i kochał go. Wiedział, że gdzieś w sercu gmachu mieszkał potworny, tajemniczy Minotauros, żywiący się krwią ludzką. Ryki jego słychać było nawet w bardzo odległym dziedzińcu, gdzie mieszkali obaj więźniowie. Czasami ciągnęła Ikara jakaś nadludzka siła aż w te korytarze, których ściany drżały od zbyt bliskiego ryku potwora. Ikar wiedział, które krużganki prowadzą do mieszkania Minotaurosa i nieraz przemykał się przez nie z bijącym sercem i zlany zimnym potem. W owej części gmachu nie było nic godnego widzenia. Ciszy wąskich, ciemnych korytarzy, zupełnie podobnych do siebie, nie przerywało nic, prócz ryku Minotaurosa łub ściekających rzadko a miarowo ze sklepionego niskiego stropu ciężkich kropel wilgoci. Tajemnica ciągnęła chłopca czasami w te strony, ale na razie nie zastanawiał się nad nią, jak nad owem niechybnem przeznaczeniem, równającym się śmierci.
Inne znów krużganki i korytarze wiodły do sal bez wyjścia. Dawniej, kiedy i ojciec chodził z Ikarem do labiryntu, obierali sobie zawsze za cel wędrówki jakąś salę i Dedal gniewał się, gdy jej nie mógł odszukać. Ikar zaś błąkał się zwykle bez żadnego celu, upatrując jakąś dziwną przyjemność w samem błądzeniu. Całe dnie przesiadywał nieraz