Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nad obliczem śpiącego ojca wdzierał się jak złodziej w tajniki jego duszy.
Powstał więc i leniwym krokiem zbliżył się ku szopie zbudowanej w jednym rogu dziedzińca, a służącej do ukrycia przed deszczem i wpływami powietrza rozpoczynanych prac.
Stał tam nieskończony jeszcze marmurowy posąg sowiookiej Pallas-Ateny, opiekunki sztuk pięknych i nauki, dla której wielki budowniczy żywił cześć i miłość nadzwyczajną. Po przez szpary źle połączonych ze sobą desek wpadały do wnętrza szopy nieliczne jasne groty słoneczne i rozświecały ciemny zmrok, rozsypując po nim długie smugi złotego prochu.
Mądra i piękna bogini stała jak żywa między porozrzucanemi w nieładzie dłutami, świdrami i ciosami marmuru, nietkniętemi jeszcze; twarz jej słodka była i pełna wyrazu owej dojrzałej mądrości, która oznaką jest myśli bożej. Ale niewykończona jeszcze potworną pięść jej prawicy, w którą Dedal chciał włożyć gałązkę oliwną, sterczała ku niebu groźnie i jakby zapowiadając karę nieposłusznym. Dziwnym trafem >promień słoneczny padał na twarz bogini oświecając ją w połowie i twarz tę zdawał się wykrzywiać kurcz gniewu, który ogniem tryskał z jej liców.
Obok stał ledwo zaczęty posąg, który przedstawiał Ikara jako Ganymeda właśnie w tej chwili, gdy orzeł chce go unosić w powietrze. Nie był to