Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotknęła ją w najświętszych jej przekonaniach i uczuciach. Wartość moralna Anny Kareniny!
— Cóż warta kobieta, która opuszcza swego męża, dom, dzieci?
— Zapewne, proszę pani — spierała się panna Henryka — postąpienie Anny Kareniny sprzeciwia się ogólnym zasadom. W tem jednakże leży tylko jej tragizm, bo z chwilą, gdy jej uczucie dla Wrońskiego przezwyciężyło poczucie obowiązku...
— Wkońcu znaczna część winy spada na Wrońskiego! — starała się w inną stronę pokierować rozmowę pani Helena.
— O ileż to?
— Wszakże-to on prześladował ją swemi oświadczynami na każdym kroku.
— Ale droga ciociu, Anna Karenina nie była podlotkiem, lecz dojrzałą kobietą. Cóż to? Czy my do końca życia zostajemy dziećmi?
— Zawsze dziećmi jesteśmy wobec mężczyzn! — zauważyła sentencyonalnie pani Śnieżkowa.
— Dziękuję bardzo. Ja się do tego już dziś nie poczuwam.
— Henriette! Henriette! — mitygowała pani Helena.
— Niechże pani pomyśli, że n. p., czego Boże broń, zakochała się pani w żonatym mężczyźnie, ojcu dzieciom...
— Fi donc!