Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Helsztyński jest poetą. Szumnym językiem, rytą pracowicie strofą opowiada o wielkich ludziach małych miasteczek z efektem, powiedzmy różnym, a bądź co bądź niebywałym. Jestem pewny, że bajeczne historje, żywe, naprawdę zajmujące mógłby opowiedzieć np.o swej pierwszej podróży autobusem, o pierwszem, jakie widział, przedstawieniu teatralnem, o wojnie, jak na nią patrzył w Gostyniu czy w Szamotułach, o powstaniu, o swej pierwszej miłości, o swych pierwszych poetyckich podrygach i lotach, o książce, która na nim zrobiła wrażenie największe i popchnęła go — między innemi — na drogę, którą potem w życiu poszedł. Coś w tym rodzaju czytałem słynnego poety rosyjskiego, Siewierjanina, akcja jednego z największych peomatów czeskiego poety, Machara, znanej powszechnie i tłumaczonej na język polski „Marji Magdaleny“, toczy się prawie w całości w małem miasteczku prowincjonalnem. Zwłaszcza w literaturze czeskiej, narodu, który małych miasteczek ma mnóstwo, i to miasteczek starych, bardzo pięknych, poezja „prowincjonalna“, że ją tak nazwę, reprezentowana jest bardzo godnie przez wielu poetów lirycznych. I nic w tem dziwnego. bo właśnie na prowincji poeta ma poprostu mówiąc — więcej czasu od stworzenia, więcej spokoju i ciszy, niezbędnej do wsłuchania się w to, co mu w duszy śpiewa. Równocześnie zaś kontakt z twórczością wielkiego miasta jest bardzo łatwy i żywy. Jest radjo. I jest kino. I mnóstwo ludzi, którzy zwiedzili dużo świata, Wszędzie można spotkać ludzi, znających Francję, Stany Zjedn., Daleki Wschód lub choćby Turkestan. Więc też ogromne bogactwo przeżyć, motywów wszelkiego rodzaju, wspomnień, zainteresowań. Gdy dawniej mieszkaniec jakiegoś małego miasteczka miał jako tło, tę jedną swoją mieścinę rodzinną i co najwyżej jakiś garnizon w czasie monotonnej i mało zajmującej