Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


VII.

W zamkniętej szczelnie „ciepłuszce“ było zupełnie ciemno.
Chłód przejmujący zbudził Niwińskiego, który dopadłszy jakiegoś eszelonu po trzech dniach poniewierki na froncie, wprosił się do „nieznajomej ciepłuszki“ i wyciągnąwszy się na czyjemś pustem posłaniu, zasnął jak zabity. Licząc na upalną wiosnę, promenował po świecie w jednej jedynej „rubaszce” na gołem ciele, szynel pozostawiwszy w eszelonie, nie wiedząc, iż wiosenne noce nad Wołgą bywają zimne, co się zowie. Przez trzy noce zrzędu dzwonił tak namiętnie zębami, iż ślubował sobie, że zedrze szynel z pierwszego lepszego trupa — niestety, na placówce, na której jego sekcję wśród bagnisk zapomniano — żołnierze czescy twierdzili, iż bezwarunkowo zapomniano — nietylko uprzejmego trupa, ale nawet żywego człowieka nie było na lekarstwo.
Nie mogąc spać z przenikliwego ziąbu, daremnie macał dokoła siebie, szukając bodaj derki nieobecnego właściciela posłania. Ten jednak derkę prawdopodobnie dawno już sprzedał, po spartańsku zadawalając się płaszczem, z którym się jednak przezornie nie rozstawał.