Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

amarantem frenczu i z rewolwerem u pasa wyskoczył przed wagon, aby „porozmawiać“ z Japończykami. Wnet też pospieszył do niego podoficer japoński z książeczką w ręku. Książka miała tekst japoński i rosyjski. Japończyk pokazał w niej Curusiowi palcem jakieś pytanie. Chorąży zrozumiał, o co idzie, i zaczęli żywo rozmawiać palcem na książeczce. Wkrótce otoczyła ich gromada żołnierzy japońskich, którym podoficer od czasu do czasu komunikował treść rozmowy.
I tak się przecie dogadali.
Od tej stacji, t. j. prawie od Bajkału dalej na wschód, cała linja była już obsadzona przez wojska japońskie.
— Nieźleby wyszli na wielkiej wojnie — irytował się „misjonarz“ — gdyby za zbombardowanie kilku pustych portów niemieckich dostali całą Mandżurję i Syberję aż po Bajkał!
Coraz częściej spotykali eszelony a co więcej — wojskowe składy japońskie, ogromne stosy najrozmaitszych materjałów, przykryte i obszyte z wszystkich stron lśniącemi, żółtemi matami z trawy. Wyglądały te składy przy stacjach jak złote góry a ich ogrom i solidny wygląd budziły zazdrość w Polakach. Tu widziało się organizację na wielką skalę i wielkie środki.
— Cóż chcecie! — wykrzykiwał „misjonarz“ — Państwo porzundne jak sie patrzy, cysarstwo! Może se na taki zbytek pozwolić!...
Żołnierze zrobili dobre wrażenie. Byli czyści, zaś przedewszystkiem zachowywali się bardzo przyzwoicie. Nie było krzyków, ryków i pisków żołnierzy rosyjskich, nie było nieprzyzwoitego