Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


XXV.

Po gruntownej lecz bezskutecznej dezynfekcji „pluskiewnika”, czyli wagonu osobowego drugiej klasy, i zupełnem przerobieniu wagonu Curusia, Niwiński gotów był do drogi. Przyjaciele chorążego, robotnicy z warsztatów kolejowych, popisali się. Piec sporządzony był z cegieł, z których każdą zosobna ujęto w druty, tak, że cała „machina“ posiadała giętkość i elastyczność, bez której runęłaby w gruzy zaraz na drugiej stacji. Jeden z „żandarmów“, nazwiskiem Jappo, ponoś nawet cukiernik mianowany przez chorążego kucharzem i przezwany „Żappo”, otzymał władzę nad tym piecem a prócz tego dwa białe fartuchy i dwa białe birety. Chorąży kompletował gorączkowo zapasy konserw, chleba, tytoniu, mąki i świec, szachrując zawzięcie z Czechami, od których udało mu się też wydobyć trochę cieplejszych mundurów, a nawet półkożuszki. Ponieważ przypomniano sobie, że w Ufie jest tanie i bardzo dobre masło i miód, więc cała ekspedycja „skoczyła“ z Jekaterynburga do Ufy. Tam też Niwiński kupił tanio trochę książek, aby mieć na drogę jaką taką bibljotekę.
Sprawili sobie oczywiście rosyjski napis „Polskij Wojennyj Komitet“, aby jednak ostatecznie już zaimponować, powykrawali z płótna białe legjonowe