Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Da, gaspadin gienierał.
— W cziem dieło?
Rozpoczął prezes.
— W Omsku istnieje oddział polski, tak zwany legjon —
— Wiem o tem — legjon jutro wyrusza na front.
— Otóż przyszliśmy wyznać panu jenerałowi szczerze, iż oddział ten nie uchyla się od wymarszu na front, ale nie jest należycie zorganizowany.
Pociągła twarz jenerała przybrała wyraz zdumienia.
— Legjon ma oddziały techniczne —
— Tak się nazywają, ale nie są niemi.
— Polacy nie chcą iść na front?
— I owszem. Jednakże komendant legjonu złożył komendę, zaś legjon prosi, aby go przeniesiono do Czelabińska do rozporządzenia komendanta korpusu czesko-słowackiego.
Na czoło jenerała wystąpiła sina żyła.
— Czy mogę wiedzieć dlaczego?
— Na podstawie umowy z czesko-słowacką Radą Narodową wojska polskie organizują się przy armji czesko-słowackiej a to głównie dla uzyskania jednolitości, której narazie niema w armjach republik rosyjskich walczących z bolszewikami. Wojska polskie organizuje Polski Komitet Wojenny, którego jestem przewodniczącym i w którego imieniu przychodzę.
— Nic mi o tem nie wiadomo.
— Dlatego też ośmieliliśmy się przyjść i poinformować pana jenerała.
Spojrzenia jenerała stały się ostre jak szpilki.