Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powtóre, ponieważ konflikt, jakiego sam spodziewał się być przyczyną, nie był jedyny, a mógł tylko przyspieszyć do pewnego stopnia wypadki i wyjaśnić położenie. Na wszelki wypadek przedstawił prezesowi wydaną sobie przez Ryszana nominację na czesko-słowackiego komisarza dla wojsk polskich i uzyskał jej zatwierdzenie.
Pozatem — chodził pilnie na posiedzenia komitetu, czekał i zachwycał się Omskiem.
Żadne jeszcze miasto nie zrobiło na nim takiego wrażenia.
W porównaniu z Omskiem Moskwa była „starą babą”, wystygłą, plotkarską, chciwą wyłącznie wygód i popisującą się starodawnemi klejnotami swych przodków, „babuszką“, żyjącą samolubnie nagromadzonem bogactwem i przesądami, zawistną kabalarką o złych, czarnych oczach. Samara — to tłusta, biała, chlebem wykarmiona dziewka folwarczna, ciepła lecz głupia, rozpustna w nocy, a w dzień wstydliwie myjąca swe grzechy w Wołdze. Ufa, z dwuch stron przez dwie rzeki oblana, zbudowana na stromej górze — stary gród tatarski z szerokim widokiem na kraj zielony i wodami lśniący, choć ruin w nim nie było, był przecie w oczach Niwińskiego konającym starcem, spustoszoną warownią podbitego i upokorzonego narodu. Czelabińsk — targowisko, miejsce jarmarków!
Dopiero Omsk był miastem!
Z ustawionego za rampą eszelonu Rady Narodowej jechało się do miasta przez małą, żółtą pustynię, rzadko tylko porosłą nędzną trawą, a po której zawsze tańczyły i latały żółte chmury lub potworne dziwadła z piasku. Ukryty po prawej