Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wyrobieniu. Kto wie, być może tam istotnie narodzi się ta nowa, prawdziwa Rosja, której za wszelką cenę pomagać należy. Tam już jest rząd, ministerstwa, a jeśli na czele pułków syberyjskich stanie jakiś naprawdę mądry człowiek i ruszy naprzód, Rosja zostanie wyzwolona.
Mówiono też o ogromnych wojskach ententy, podążających na Zachód. Ponoś jadą dywizje kanadyjskie, francuskie, amerykańskie, japońskie, może nawet chińskie, zaś za tą siłą zbrojną idą mądrzy, genjalni komisarze polityczni, którzy pocących się krwawo i tragicznie dyletantów wreszcie zluzują i urządzą w mgnieniu oka wszystko jak najlepiej.
Wraz z tem szły też wieści o ogromnych jakichś siłach polskich na Syberji. Podobno stoi tam cały korpus. No, czy zaraz „korpus“ — nie wiadomo, ale bądź co bądź, są tam oficerowie, głowa jakaś, jakaś władza, jakiś wódz...
Coś tam było i szukało kontaktu z Zachodem, bo naraz przyszła depesza, wzywająca członków związku samarskiego do Czelabińska.
— Jedziemy, Zygmunt!
— Rozumie się! — odpowiedział omdlewający inżynier.
Zabrali dwudziestu pięciu żołnierzy „na rozpłodek“, jak się Niwiński wyrażał, i polecieli na Wschód.
Czeczek dał im wagon, w którym zajęli we dwuch jeden przedział. Luksus, Oczywiście, ale trzeba choć przez drogę wypocząć, odetchnąć, wyspać się, omówić tyle spraw w cztery oczy. Poklepywali się po kolanach i radośnie patrzyli