Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czekając na swą jedyną, znajdującą się w praniu „rubaszkę“, Niwiński półgoły usiadł na brzegu pryczy i dyktował:
— Na mocy umowy Komisji Słowiańskiej z rządem samarskim, stwierdzonej podpisami prezesa ministrów, ministra wojny, przedstawiciela Francji, i przedstawiciela czesko-słowackiej Rady Narodowej w Rosji, podaję do wiadomości wszystkim Polakom, iż, mając moralny obowiązek służenia w wojsku polskiem, nie mają, jako obywatele państwa polskiego, obowiązku służenia w rosyjskiej armji Obrony Narodowej miasta Samary, jeśli zaś służą, muszą na żądanie dowieść, iż czynią tak, jako ochotnicy.
— I podpis.
— Wydrukować po polsku i po rosyjsku?
— Tylko po polsku. Moskalom później wpadnie w oczy.
— Ale z tego wyjdzie okropna burda! — mitygował doktor — Znowu drażnicie niedźwiedzia...
— Kto się go boi, niech go w nos pocałuje! — mruknął Curuś.
— Niema strachu, nic nam nie zrobią! — uspokajał doktora Niwiński — Przekonacie się, jak Syzrań padnie, Samarze zaraz rura porządnie zmięknie. Możemy na nich gwizdać. Ale widzicie — choćby dla tej jednej kwestji tylko — potrzebne tu jest koniecznie wojsko polskie.
Zrobiła się istotnie awantura, bo za przykładem Polaków poszli Estończycy. Główna Rada Zawodowych Związków samarskich po swojemu bryznęła Polakom w oczy zarzutem zdrady. Rząd samarski poleciał do Czechów. Czesi odłożyli