Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zakami Dutowa. Czesi sprawili rzeź wśród Madjarów, dowcipny Jeannot przezwał Czeczka „małym Napoleonem z pod Buzułuku”, cała dywizja otrzymała po wielkiej, białej, słodkiej „buchcie” na głowę, wszyscy byli w znakomitych humorach — więc Niwiński poszedł do intendentury czeskiej po mundury, rynsztunek, broń i tak dalej. Czesi obiecywali mu dać wszystko, jak będzie miał ochotników, on zaś twierdził, że będzie miał ochotników, jak będzie miał dla nich mundury i rynsztunek, wreszcie po parogodzinnych twardych targach otrzymał dwieście mundurów wraz z wyekwipowaniem. Skarb ten zniesiono czemprędzej na punkt werbunkowy i umieszczono go w drugiej ciepłuszce, zwanej „magazynem” a stanowiącej zawiązek przyszłej intendentury polskiej. Wkrótce przy magazynie tym kilku zbrojnych i umundurowanych drabów wygrzewało się w słońcu, wartując i bacznem okiem śledząc zdaleka ruch w czeskich kuchniach eszelonowych, które miały ich żywić.
Od tej chwili Niwiński żył już wyłącznie w „ciepłuszce”. Wraz z Curusiem sypiał na gołych, nierówno ułożonych deskach bez siennika, bez koca nawet, przykrywając się tylko szynelem żołnierskim. Jadł z żołnierskiego kotła, pracował i szukał ludzi.
Ochotnicy napływali — niezbyt licznie ale stale. Ci pierwsi byli trochę podejrzani. Wyglądali właściwie na „krasnoarmiejców“. Pochodzili przeważnie z wojsk austrjackich, ze wschodniej Małopolski, ze Lwowa, ale — po rosyjsku mówili świetnie. Mogli być bolszewikami w wojsku bol-