Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gaspadin pałkownik — pierwaja rota pierwawo połka armji narodnoj oborony!
— Spasibo, gaspadin kapitan! — uprzejmie odpowiedział Czeczek.
Rozradowało się serce mściwe w Niwińskim. Więc to on, tak niedawno jeszcze „bezpasportnyj bieżeniec“, wyszczuwany z Moskwy przez policję, on, parjas bez praw i spiskowiec, dziś w sztabie zwycięzców i przy szabli stojąc, jest świadkiem narodzin nowej armji rosyjskiej, słyszy pierwszy raport komendanta pierwszej roty pierwszego pułku armji obrony narodowej, raport składany cudzoziemcowi, pułkownikowi wojsk składających się wyłącznie z byłych jeńców, oficerowi, który przed paru laty zaledwie był zwykłem ajentem handlowym czeskiej firmy samochodowej w przebogatej, „białokamiennej Moskwie“. Jakże się toczy koło fortuny? Cztery lata temu cała armja tych zdobywców Samary liczyła wraz z rezerwami tysiąc dwieście ludzi, na ich czele stał były komendant bataljonu karnego, a ani jeden Czech nie był oficerem — a dziś to jest oto wódz zwycięski, zdobywca i potentat a tamci — ochotnicy, inteligencja, byli oficerowie i podoficerowie, zaniepokojeni tem pierwszem swojem publicznem zdeklarowaniem się, łaskawego słowa od niego czekają!
Zahuczały, jęknęły dzwony cerkiewne. Zcichł tłum. Dziwnie harmonijny, słodki śpiew trysnął z ciemnej głębiny soboru. Z gęstwy ludzkiej wystrzeliły wysokie, rozkazujące słowa komendy. Żałosny, niski bas dzwonów, metaliczny, ponury, lecz dźwięczny, gęstniał, potężniał i krzepł, aż falu-