Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia się często, więc nieraz zdarzało się, iż tę czynność trzeba było powtarzać kilka razy w przeciągu jednej nocy. Ile przy tem łodzi wiatr potrzaskał! Dzięki zbudowaniu portu to ustało.
— A te kutry też dał rybakom rząd niemiecki?
— Po większej części — tak. Ale częściowo Melanie zawdzięczają je pewnemu bardzo mądremu Gdańszczaninowi. Przedsiębiorca ten obliczył, ile może dać Hel, jeśli się rybaków zaopatrzy w to, czego potrzebują, przeprowadził odpowiednią kalkulację i zaczął dawać zaliczki na wszystko, czego rybacy potrzebowali. Dzięki niemu wielu posprawiało sobie kutry motorowe i różny bardzo drogi sprzęt rybacki.
— Mądry człowiek. Muszą mu być bardzo wdzięczni.
— Rządowi niemieckiemu byli bardzo wdzięczni. Podczas wojny podpisali pięć miljonów pożyczki wojennej w złotych markach. Pięć miljonów marek złotych — mała wiosczyna rybacka! Ale z tym dobrodziejem swoim rozeszli się...
— To niewdzięczność!
— Wyzyskiwał ich w niemożliwy sposób. Gdańszczanin, cóż się dziwić! Bywały zimy, podczas których Helanie głodem przymierali — a Gdańsk nie!
— Jak to — głodem przymierali, skoro tacy bogaci?
— Oni nie mają ani łąk, jak w Jastarni, ani krów — nic, nic, nic! Tamci tam, z Jastarni, z Kuźnicy, mają niedaleko do gburów, gdzie się zawsze coś znajdzie, choćby ta bulwa. Ale Helanie mają tylko morze a do gburów daleko. Gdy zimą na morze nie dało się wypłynąć, a zapasy żywności się skończyły — koniec! Nie było ratunku. Ludzie starsi, niepewni czy wiosny doczekają, letnią porą kupowali sobie trumny na wypadek, gdyby umarli w zimie w czasie burzy, kiedy sprowadzenie trumny byłoby niemożliwe. I te trumny nieraz całemi latami w domach przechowywali... Teraz — wszystko się zmieniło... Jest kolej, każdej chwili można sprowadzić, co się chce — trumnę czy kołyskę...
— Więc Polska tu jednak coś zrobiła! — wykrzyknąłem z dumą.